Nie zaliczę roku, bo ciągle piszę :( Ten rozdział jako jedyny mi się podoba z tych dodanych! Jupi! Dziękuję za komentarze i czekam na więcej :D Nesce dziękuję też za dostarczanie nowych piosenek, a Kaśce za inspiracje, którą jej daje! To jest takie aww kiedy ma się takich kawowych szaleńców! I jeszcze prawie dzisiaj przypadkiem utraciłam ten rozdział ;)
------------------------------------
MUZYKA --> Nirvana - About A Girl
------------------------------------
MUZYKA --> Nirvana - About A Girl
------------------------------------
-Przepraszam! -wyszeptałam
Odsunęłam krzesło
od stołu. Oni naprawdę uznają mnie za wariatkę, bo w końcu kogo w jeden dzień
widzi się tyle razy płaczącego.
-Dobra Marta… -widzę minę Michała, który jest naprawdę w
ciężkim szoku. –Ja wiem, że jest coś nie tak, ale uwierz, że jak się wygadasz,
to będzie ci lepiej.
-Nic nie będzie lepiej. –mówię pewnie. –To, czy się wygadam
czy nie nic nie zmieni, bo jest już za późno.
-Mała… -ręka Moniki gładzi moje włosy. –Na nic nie jest za
późno. Dopóki jesteś wszystko możesz zmienić.
-Nie przywrócisz życia bliskim.
-To prawda, ale masz nas. My ci pomożemy. –teraz to Michał
wypowiada te słowa pewnie, kiedy mój głos załamuje się.
-Ja… Ja… -przygryzam dolną wargę. –Muszę już iść.
Został mi krok do
drzwi. Gdy wychodziłam z kubikowego mieszkania nastała tam cisza, a trójka
patrzyła tylko po sobie zdziwiona. Kolejny raz dzisiaj siadam nad kartką.
Szybko pojawiają się na niej czarne krople. Łzy zmieszane z tuszem do rzęs.
„Mój błąd, nic
więcej.
Serce krwawi,
Boli mnie każdy
dzień.”
Słyszę pukanie do
drzwi. Niepewnie zbliżam kroki, a potem spoglądam przez judasza. Agata. Nie
mogę zakluczyć drzwi, bo wiedziałaby, że jej unikam. To nie tak! Nie chcę
nikogo widzieć! Odeszła. Dzięki Bogu nie na zawsze. Nie jest tak, że całkowicie
obwiniam się za śmierć rodziny… Przecież to nie tak! Ale ciągle wydaje mi się,
że to przeze mnie.
Jest grudzień. Dzień przed wigilią.
Wyjeżdżamy z rodzicami do Gdańska, do rodziców mamy. Siedzę z tyłu razem z moją
ośmioletnią siostrą. Mała zawsze była taka słodka. Blond loczki opadały jej na
oliwkową twarz. Delikatnymi łapkami zakładała je za ucho.
Nie pamiętam o co zaczęłyśmy się kłócić.
Rodzice odwrócili się w naszą stronę chcąc nas uspokoić. Tata nie zauważył
samochodu stojącego na poboczu. W ostatnim momencie próbował go wyminąć. Było
ślisko. Nasze auto zahaczyło o to, na awaryjnych, potem od strony Julki
uderzyło w drzewo i dachowało. Pamiętam krzyk mamy, po czym nastąpiła głucha
cisza, w której dało się usłyszeć tylko mój płacz.
„I tylko w otchłani
Krzyk, a potem nie ma
nic.”
Nie mogłam odpiąć pasa, który bezczelnie
wbijał się z moją skórę pozostawiając na niej czerwone ślady. Słyszałam dźwięk
syren. Słyszałam dźwięk cięcia metalu, a potem głos mężczyzny: „Trzy osoby nie
żyją, jedna w stanie ciężkim”.
Pamiętam moment, w którym obudziłam się w
szpitalu. Było mi ciężko. Nie mogłam normalnie oddychać. Dławiłam się łzami,
które napływały do oczu na wspomnienie ostatniego zdania. Moja mała Julka, moi
kochani rodzice… Nie powinnam była się z nią kłócić. Byłam od niej dziesięć lat
starsza, powinnam być mądrzejsza, ale nie umiałam hamować się przed głupim
dogryzaniem.
„Teraźniejszość nie
jest dobra.”
-Otwórz te cholerne drzwi! –atakujący wydziera się pod moim
wejściem, ale wiem, że jeszcze nie naciskał klamki, bo drzwi wcale nie są
zakluczone. –Marta!
Po chwili znajduje
się przy mnie i chowa mnie w szczelnym uścisku. Czuję się bezsilna. Jestem zła.
Nie powinnam była wtedy się kłócić! Zbyszek kołysze lekko moim ciałem, a ja
coraz głośniej szlocham.
-Marta… Proszę cię, powiedz mi o wszystkim. –kiwam przecząco
głową. –Wiesz jak mi głupio? Dwa razy dzisiaj przy mnie płaczesz, a ja znowu
nie wiem dlaczego… Czy ja ci coś zrobiłem?
-Nie, Zbyszek nie. –mój głos brzmi zupełnie obco.
–Przepraszam.
-Nie przepraszaj. –jeszcze mocniej mnie do siebie
przycisnął.
Opowiedziałam jemu wszystko. Co jakiś czas
przerywał mi tylko wycierając policzki mokre od łez. Opowiedziałam każde
uczucie towarzyszące mi w tamtych chwilach. Potem zaczął na mnie krzyczeć,
mówiąc, że nie powinnam siebie obwiniać. Nie powinnam, ale nie umiem.
-Nie potrzebnie się uniosłem. –pogładził wierzchem dłoni mój
policzek. –A siatkówka? O co chodziło temu facetowi przed budynkiem?
Wyszłam ze szpitala, ale nie umiałam
normalnie funkcjonować. Każdy dzień spędzałam tak samo. Byłam u rodziny w Gdańsku.
Codziennie przesypiałam wszystkie możliwe chwile, bądź leżałam w łóżku
obojętnie wpatrując się w ścianę. Raz moja kuzynka Anita poprosiła mnie o
pójście na jej trening. Zrobiłam to tylko ze względu na to, że chcieli, abym
chociaż na chwilkę wyszła. Nie chciałam, ale zrobiłam.
Siedziałam obojętnie na drewnianym szkolnym
krzesełku w pustej hali, podczas kiedy zawodniczki przebierały się. Wstałam i
podeszłam do kosza pełnego piłek. Wzięłam jedną do rąk i najmocniej jak
potrafiłam przebiłam ją przez siatkę. Obserwował mnie wtedy trener dziewczyn.
Potem wszystko szło jak z górki. Dostałam
mnóstwo propozycji, ale w Polsce nie miałam szans na grę, dlatego, że nikt nie
zakrzątał sobie mną głowy, bo wszyscy byli pewni, że zagram w Rosji lub we
Włoszech. Ja chciałam zostać w Polsce, ale zamiast grze oddałam się muzyce.
Z dnia na dzień żałowałam tej decyzji coraz
bardziej. Nie podpisanie głupiego kontraktu było dla mnie równoznaczne z zakończeniem
kariery. W wieku dwudziestu lat stałam się wrakiem człowieka. Potem zaczęły się
koncerty po całym świecie, ale nic nie zastąpiło mi siatkówki. Podobno byłam w
tym dobra, a teraz nic nie jest mi w stanie zrekompensować braku tych
wszystkich emocji.
„Gdzieś po drodze
zgubiłam siebie,
Nikt nie wiedział kim
jestem.”
-Marta, głuptasie. Nic nie jest stracone, wiesz, że możesz
jeszcze grać.
-Nie Zbyszek, nie będę już grała. Bo.. To jeszcze nie
wszystko…
Podczas kolejnego koncertu z rzędu byłam na
pół przytomna. Zmęczenie dawało mi się we znaki. Wtedy po raz pierwszy
sięgnęłam po narkotyki. To one miały dać mi kopa. Dały mi niesamowitą
przyjemność, ale z czasem doprowadziły do tego, że nie umiałam normalnie
funkcjonować.
Bez zarzutów przeszłam przez odwyk.
Spokojnie żyłam na co dzień, ale po jednego z dłuższych tourne kolejny raz
zatopiłam się w proszkach.
-Ale teraz jesteś czysta.
-Tak. –przyznałam spokojnie. –Ale jeśli coś nie szło by po
mojej myśli, to mogłabym znów sięgnąć. Zrozum, ja doskonale wiem, że to nie
jest wyjście, ale tak wyglądało moje życie przez prawie rok, później w ogóle
nic oprócz muzyki mi nie zostało. Kiedyś mogłabym nauczyć się godzić koncerty z
meczami, ale teraz to byłoby dla mnie za dużo.
-Martuś, pomoglibyśmy ci. Michał z Moniką, ja z Asią.
-Jedno czego nauczyłam się z ośrodka, to: „Nie wolno polegać
na innych. Ludzie odchodzą, zostawiają, a ty nadal jesteś”!
-Bzdura!
-Nie bzdura! Wiesz ile razy próbowałam się na kimś oprzeć?
Ile razy upadałam? Mam gdzieś, to czy mi wierzysz, czy nie, ale nigdy nie było
kogoś, kto naprawdę mi pomógł i mnie nie zostawił! –krzyknęłam.
-Ale my będziemy. Zawsze będziesz miała kogoś z nas.
–przynajmniej on potrafił zachować spokój.
-Obiecaj mi, że zawsze przy mnie będziesz! –powiedziałam
stanowczo, a on się zawahał. –Nie było tematu.
Ucięłam i podeszłam
do drzwi wypraszając atakującego. Wolałam zostać sama, bez tego wszystkiego. On
jednak nie ruszył się z miejsca. Czułam się podle, bo tak naprawdę rozmowa z
nim bardzo mi pomogła.
Nie mogłam
zrozumieć, dlaczego nie chce tego obiecać. Chciałam tylko, by zawsze mógł mi
pomóc, by mógł mnie wesprzeć, tak jak to zrobił kilka minut temu.
Ciągle nie zwracał
na mnie uwagi. Wzruszyłam ramionami i poszłam do kuchni. Wgryzłam ząbki w
jabłko krzątając się bez celu po kuchni. Chwilę później stałam wtulona w
zbyszkowy tors. Nie wiem po co mnie przytulał, skoro i tak jemu na mnie w żaden
sposób nie zależało. Najpierw mi mówi, że mam ich, a potem nie jest w stanie
obiecać.
-Zbyszek idź stąd, proszę cię!
-Nigdzie nie idę. Masz uwierzyć, że możesz jeszcze grać i
śpiewać, no i że będziemy przy tobie też.
-Spadaj! Jak prosiłam cię, żebyś mi coś obiecał to nie
umiałeś… Czy ty nie widzisz tego jak ta sprawa jest absurdalna? Proszę cię o
to, o czym tak naprawdę mi zapewniasz, ale zaraz nie jesteś w stanie mi tego
obiecać.
-Obiecuję.
Nic nie mówiłam.
Stałam tak i płakałam, ale tym razem ze szczęścia. W końcu miałam prawdziwego
przyjaciela. Czy w ogóle można uważać kogoś po jednym dniu znajomości za
przyjaciela? Chyba tak! Może dlatego, że trafił w zły czas, w którym mój umysł
sobie nie radzi?
Nie wiem kiedy
zasnęłam. Rano byłam na moim łóżku we wczorajszych ubraniach. Tusz był
rozmazany na moich policzkach, Poszłam do łazienki i doprowadziłam ciało do
porządku. Kurka! Nie zanotowałam tego wszystkiego!
„Jesteś prawdziwym oparciem,
Jedynym w swoim rodzaju,
Często moim natchnieniem,
Prawdziwym przyjacielem!”
Usłyszałam dzwonek
do drzwi.
-Gotowa na shoping?
-Zbyszek? –stwierdziłam z przerażeniem. –Co ty tu robisz?
-Zabieram cię na zakupy. Jakieś dodatki do mieszkania, coś w
tym stylu.
-No nie wyglądasz jak Monika!
-Rzeczywiście! –zaśmiał się. –Jestem taki ładny! –zrobił
figurę na „Top Model”, a po chwili ryknęliśmy śmiechem.
-Dobra, dobra. Co z Monią?
-Michał ją gdzieś porwał na cały dzień, a mnie oddelegowali
do ciebie. Osły, barany…
-Bartman!
-No co? Mnie na zakupy?
-Odpuśćmy sobie. –spojrzał na mnie zdziwiony. –No bo ja
chciałam kogoś kto ma gust, a nie co nie lubi zakupów!
-Ja nie mam gustu? Ja nie mam gustu?! Natychmiast jedziemy!
Wyciągnął mnie siłą
z mieszkania i tak samo wciągnął mnie do swojego samochodu. Usiadł na miejscu
kierowcy, a ja zaczęłam się śmiać jak głupia.
-Co ty robisz? –dziwne miał oczy. Jakby naprawdę patrzył na
wariatkę.
-Nie mam butów, mieszkanie nie jest zakluczone. A! I nie mam
jeszcze żadnej kurtki i troszkę mi chłodno.
Atakujący bez
szemrania opuścił auto. Po kilku minutach wrócił z czarnymi trampkami, skórzaną
kurtką i pękiem kluczy.
-A teraz mamy mało czasu.
-Dlaczego? –spytałam zaskoczona.
-Muszę dzisiaj wrócić do Rzeszowa. Weekend się kończy.
-Więc! Prowadź.
W sklepie
znaleźliśmy się po dwudziestu minutach drogi. Atakujący rzeczywiście miał
świetny gust! Po długich zakupach wychodziłam z lampkami, obrazkami, ramkami do
zdjęć i mnóstwem innych dodatków. Tak naprawdę to nam obojgu pobyt tutaj
przedłużyło rozdawanie autografów i pozowanie do zdjęć, ale takie uroki bycia
znanym.
-Dzięki Zbyszek.
-Mówiłem, że mam świetny gust! A teraz na kawkę i oboje
wracamy do siebie.
-Tak jest! –zasalutowałam.
Pożegnaliśmy się
przed moim blokiem, atakujący ruszył w trasę, a ja do windy. To był udany
dzień. Z dwiema sporymi reklamówkami weszłam do siebie i od razu zaczęłam
rozważać co gdzie ma być zamieszczone.
Położyłam się spać,
po zaaranżowaniu kilku rzeczy.
Wstałam rano z
głową, jakbym piła trzy dni pod rząd. Rano jak zwykle udałam się na spożywcze
zakupy. Zainteresował mnie nagłówek jednej z gazet plotkarskich, dlatego
chwyciłam ją szybko do ręki.
Skandal! Gwiazda siatkówki zdradza dziewczynę z gwiazdą rock’a!
-Jeszcze to. –podałam gazetę sprzedawcy.
Wczoraj w jednym ze
sklepów widziana była Marta Skotarczak (22l.) znana jako Tasania –wokalistka
DayRacked ze Zbigniewem Bartmanem (26l.) atakującym Asseco Resovi Rzeszów i
Reprezentacji Kraju. Jak mówi jeden ze światków: „Gwiazdy zachowywały się jak
typowa zakochana para. Śmiali się, często patrzeli w swoje oczy i bardzo dużo
rozmawiali. Obejmowali się czule pozując do wspólnych zdjęć dla fanów”. Jak wszyscy doskonale
wiedzą siatkarz ma dziewczynę. Czy to początek wielkiej miłości? A może to
tylko wielki skandal zaaranżowany dla prasy?
Dla redakcji:
N.
Co za tupet! Gdybyś
człowieku anonimowo nie pisał, to bym cię znalazła i udusiła własnymi rękami!
Jeszcze to: „Obejmowali się czule”! Co
to miało być? Czule? Zbyszek zarzucił przy jednej fotce rękę na moje ramię.
Czułe obejmowanie się nawet nie wchodzi w grę!
Z dnia na dzień
walczymy z bartmanową dziewczyną, która jest święcie przekonana o moim romansie
z jej chłopakiem. Dzisiaj odwołałam moją pierwszą próbę na telefon Zbyszka.
Wsiadłam w auto i skierowałam się pod podany adres do Rzeszowa.
-Co jest? –spytałam na wejściu.
-Aśka chce się wyprowadzić.
Podeszłam do
blondynki. Siedziała nad otwartą walizką starannie składając każdą rzecz.
-Asia…
-Po co ją tu przyprowadziłeś? –wybuchła. –Jeszcze za mało ci
upokarzania mnie?
-Asia! –tym razem to ja krzyczałam. –Chcesz rozwalić to na
co pracowaliście przez głupie artykuły?! Zbyszek cię kocha!
-Ach tak? –staje i patrzy mi w oczy. –To niby dlaczego to ty
mnie próbujesz przekonać żebym została, a nie on?
-Aśka jestem tutaj, bo on mnie o to poprosił! Przyjaźnimy
się, więc nie pozwolę, żeby został sam, kiedy jego świat sypie się po części
przeze mnie!
-Nie przez ciebie… -mówi Zbyszek.
-Zamknij się! –wściekam się, że wtrąca się w mój monolog.
–Przeze mnie, bo gdyby nie ja, to w ogóle by tych głupich domysłów co do
naszego niby romansu nie było! A on ciebie kocha.
-By się do ciebie nie kleił.
-Kleił? Boże, czy ty siebie słyszysz? Objął mnie ramieniem
do zdjęcia! Nic więcej!
-Na pewno? –ma zaszklone oczy. –Nie wydaje mi się!
-Tak samo reagujesz, kiedy obejmuje do fotki jaką fankę?
-Fankę nie, ale ciebie… -urywa. Mogę sobie dalszą część
zdania dopisać.
-Ale on kocha tylko ciebie.
-To, że kocha, to akurat wiem, ale że tylko mnie, tego pewna
nie jestem.
-A myślisz, że odważyłabym się tobie na oczy pokazać gdyby
on czuł do mnie coś więcej? Dla mnie jest przyjacielem i wiem, że on traktuje w
taki sam sposób mnie! A teraz róbcie co chcecie. Ja wracam do siebie, bo mam
was dosyć! –kłamię, bo chcę im dać chwilę dla siebie. Nie, nie mam ich dość.
Uwielbiam te dwa wariaty!
-Dziękuję, że przyjechałaś. –zatrzymuje mnie atakujący przy
wejściu.
-Tak robią przyjaciele, no nie?
-Dziękuję!
Pierwsza próba po
przerwie jest mordęgą. Każdy z nas stara się jak może. Próbujemy sklecić nowe
piosenki, wykorzystujemy nowe notatki, dopasowujemy je do muzyki, ale jak na
złość nic nie wychodzi.
Tracę cierpliwość,
ale nie daje po sobie niczego poznać. Powoli próbujemy od nowa. Ossana daje z
siebie wszystko, Jasol naprowadza perkusistę, a ja próbuje swoich sił w
interpretacji.
„Nie można przecież
stracić nadziei
Przez to, że dookoła
ludzie nieprzychylni”
Moje usta składają
się w cienką linijkę, kiedy zdaję sobie sprawę, że śpiewam o Bartmanach.
„Byliśmy jednością
tyle czasu,
A teraz każdy chce to
zniszczyć.”
Dlaczego piszę
jakbym była na ich miejscu? Może dlatego, że kiedy ludzie myślą, że mówi się o
sobie osobiście, to zacieszją mordki, że komuś jest źle.
„Co z tego, że dla
nas jest nowy dzień,
Kiedy trudno odnaleźć
tu światło?
Może ona jest
światłem,
Które pomoże nam tego
nie schrzanić!”
Dlaczego to, że mam
ten tekst teraz w głowie nie jest jednoznaczne z tym, że zdążę go zapisać? Tym
razem udało mi się!
Wracam zmęczona do
mieszkania. Wybieram numer Zbyszka.
-U nas… Lepiej! Wiesz, że Aśka chyba zrozumiała jak bardzo
ją kocham? Dziękuję Martuś!
-Przestań! Ważne, że jest już po burzy.
-Tak! Po burzy zawsze wychodzi słońce, co nie?
-Tak, tak!
Mijają kolejne dni,
tygodnie. Jest grudzień. Koncertów już nie mamy, wczoraj zagraliśmy ostatni tegoroczny w Warszawie. Zaczyna się świąteczny szał zakupowy, a mnie to znowu nie dotyczy.
Święta spędzę sama. Do rodziny w Gdańsku nie mam co wyjeżdżać, bo ciągle
uważają, że odebrałam mojej kuzynce szanse na karierę siatkarską. Nie chcę im
się wpraszać.
Wchodzę do
pierwszego lepszego marketu i lustruję pułki. Kupuję tonę słodyczy. Inaczej ten
dzień będzie wyglądał jak szara codzienność. Zespołowi mówię, że jadę do
rodziny, tak samo jak Kubiaką. Jedyną przeszkodą jest to, że oni zostają w
Jastrzębiu.
W wigilijny dzień
mijam się z Moniką na klatce schodowej.
-Ty jeszcze nie w drodze? –pyta zaskoczona.
-Nie, bo ja… -zmyślam kłamstwo. –Nie jadę jednak do Gdańska.
-Bo?
-Nie jestem tam mile widziana. –wyrzucam na jednym oddechu.
-Czyli wpadasz do nas?
-Co? Nie! Tak nie można! Chcieliście spędzić pierwszą
wigilię razem!
-Zaraz, zaraz! A co z tradycją? Dla ciebie zawsze jest
miejsce!
-Nie Monisia, nie! –podnoszę odrobinkę głos. –Nie będę wam
przeszkadzała.
-Nie to nie! –wzrusza ramionami. –Ale pamiętaj gdzie
mieszkamy.
-Dobrze!
Zgodnie ze zwyczajem wypatruję pierwszej gwiazdki. Kiedy takowa pojawia się otwieram butelkę wina.
-To wesołych świąt Marto!
Po chwili słyszę
dzwonek do drzwi. Wędruję do nich z kieliszkiem w ręce. Nie spoglądam przez
judasza.
-Znajdzie się dla nas miejsce?
Zaczynam głośno
płakać widząc w drzwiach Kubiaków i Bartmanów. Wchodzą z całą zastawą, a ja
ryczę przyglądając się im. Są dla mnie jak prawdziwa rodzina. Michał mocno mnie
przytula do siebie, potem Monika, a potem Asia, które szepce mi do ucha słowa
podziękowania za ocalenie jej związku z siatkarzem, ale tylko połowa treści do
mnie dociera. Zbyszek majstruje coś w jadalni.
-Co ty robisz?
-No i przez ciebie krzywo zawiesiłem! –patrzy na mnie ze
złością. –A teraz chodź, bo stoimy pod jemiołą. –dostałam ojcowskiego całusa w
skroń.
-Dziękuje wam! –mówię, ale nie jestem pewna czy któreś z
nich mnie zrozumiało przez bełkot jaki z siebie wydaje.
-Jesteśmy jak rodzina, co nie?
-Marta, masz jakieś kolędy? Chciałam coś w radiu puścić, ale
masz potworny bałagan w bibliotece muzycznej.
-Tam jest większość singli mojego zespołu z prób i tak
dalej. Nic innego nie znajdziesz!
-No to kicha!
-Jaka kicha Asia? My mamy! –wyrywa się Misiek.
-Zalety posiadania sąsiadów! –uśmiecha się do mnie Monia.
-Idziemy na pasterkę? –zadaje pytanie. –Jakoś się nie
rwiecie.
-Chodźmy na spacer! –woła Asia.
-A myślisz, że paparazzi mają wolne? Bo wiesz, że ja
prowokuję twojego mężczyznę nawet kiedy jesteś tuż obok!
-Tak, tak, bo ci uwierzę. Niech sobie robią zdjęć ile chcą,
ważne, że my znamy prawdę!
-I takie podejście mi się podoba! –krzyknął przeszczęśliwy
Zbych.
-Czyli, że spacer?
-Zimno jest! –warczą oboje Kubiakowie. –My zmykamy do
siebie, a wy na spacer.
Zgodnie z
deklaracją opuścili moje mieszkanie. Spojrzałam na Aśkę i Zbyszka, który
siedzieli wtuleni w siebie. Jaki fajny obrazek!
-To co zakochańce! Wy na romantyczny spacerek, a ja ogarniam
mieszkanie.
-Gdzie? Ty z nami!
-Ale…
-Żadne ale! Poza tym do mieszkania to my się tobie
wprosiliśmy.
-Jesteście… Niesamowici! –rzucam się na nich.
-Ty też!
Mówiłam, że
paparazzi nie mają wolne w święta? Mówiłam? Tuż przed nowym rokiem znajduje
gazetę, w której jesz wielkiii tytuł „SZOK!” i co? Zdjęcie Asi, Zbyszka i mnie
podczas wigilijnego spaceru. Ale żeby nie było, bo my trzymaliśmy się za rękę.
Dlaczego nikt nie chce znać prawdy? Zbyszek szedł pomiędzy nami i udawał ojca z
dziećmi… Z Asią pękałyśmy ze śmiechu, ale co to kogo obchodzi, nie?
Wybieram numer
telefonu i uważnie wsłuchuję się w każdy oddzielny sygnał. Jeden, drugi,
trzeci, czwarty!
-Asia! Widziałaś dzisiaj plotkarskie pisma?
-Nie, a co?
-Mówiłam, że podczas naszego spaceru Zbyszek też pewnie cię
zdradza!
-Co?!
-No tak, tak! Jesteśmy na okładce i w ogóle…
-Nie no ja kiedyś oszaleję! Zaraz pójdę do sklepu i wykupię
stos tych szmatławców! A tak z innej beczki: wiesz, że przyjeżdżacie do nas na
Sylwka?
-Nie. –jak to? –Nikt nic nie mówił.
-I bardzo dobrze! W każdym razie szykuj się!
-A pomyśleliście, że mogę mieć inne plany?
-Nie. Bo masz zaplanowany przyjazd do nas!
-No dobrze.
-To co kochanko mojego chłopaka? Do zobaczenia!
-Do zobaczenia dziewczyno mojego kochanka!
-Hahaha! Narka!
Cieszyłam się, że
wojna na linii Asia – Zbyszek już się zakończyła, a ja zyskałam fajną nową
przyjaciółkę. W ogóle pod względem przyjaciół miałam szczęście w ostatnich
miesiącach.
-Marta! Mamy grać na sylwestrze.
-Co?! –krzyknęłam z niedowierzaniem na rewelacje ostatnich
sekund. –Bardzo śmieszne, ja mam plany!
-Podobno Farna jest chora.
-I może my mamy za nią zagrać? Puknij się w łeb! Ja mam wolne! Nie zamierzam nigdzie zdzierać
gardła!
-Dobra. Odmówię.
-Widzisz? Można? Można!
Marta ma ogromne szczęście, że spotkała siatkarzy na swojej drodze:) widać, że może na Nich liczyć i świetnie się zachowali nie zostawiając Jej samej sobie w wigilię:)
OdpowiedzUsuńwidać, że dziewczyna lekko nie miała w przeszłości a teraz może poczuć choć namiastkę rodziny jaką dają Jej przyjaciele:))
pozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/