niedziela, 14 kwietnia 2013

DR! Pierwszy koncert!

Wstawiam pierwszy, który przybliży mniej więcej jak i co, ale nie wiem kiedy pojawi się kolejny... Pewnie po skończeniu TEGO!




------------------------------------
------------------------------------


   Stanęłam przed gmachem studia telewizyjnego. Trzy razy w duchu powtórzyłam sobie kwestie skopać im tyłki i ruszyłam przez drzwi. Pokój charakteryzatorni nie był wielki. Był rozmiarów małego, osiedlowego salonu fryzjerskiego, w którym zwykłam skracać włosy. Panią, która robiła mi makijaż szczerze znienawidziłam za tonę podkładu, pudru, korektora i innych różnych rzeczy na buzi, bo spowodowała jeszcze większą niechęć do tego typu kosmetyków.
   Usiadłam na ekskluzywnej kanapie w poczekalni. Po chwili usłyszałam zapowiedź mojej osoby padającą z ust Wojewódzkiego. Pewnie wkroczyłam do „sali śmierci”. Przywitałam się z prowadzącym. Zaczęło się bombardowanie pytaniami o życie prywatne, ale także o plany związane z płytą. Oczywiście pojawiło się również pytanie o mój tatuaż. Nic wielkiego. Na karku mam siatkę do gry w… Siatkówkę, a z niej zrobioną pięciolinię, na której widnieje kilka nutek. Odetchnęłam z ulgą, kiedy miał się pojawić następny gość.
-Tasaniu, ucieszysz się z następnego gościa. Wiesz kto to?
-Niestety nie było go jeszcze jak tutaj przyszłam, więc nie wiem.
-W takim razie zapraszam do studia Karola Kłosa! Oklaski proszę!
   Po pomieszczeniu słychać głośne odbijanie się od siebie dłoni , a przez ten sam korytarz co ja do środka wchodzi młody siatkarz. Młody, chociaż dwa lata starszy ode mnie. Rozmawiają z Kubą co chwila pytając mnie o zdanie w jakiejś sprawie. Odpowiadam grzecznie, czasami wymijająco.
   Wychodzę z budynku i kieruję się do mojego  Ferrari. Przekręcam kluczyk w drzwiach sportowego samochodu.
-Przepraszam… -słyszę za sobą męski głos. –Mógłbym prosić o autograf?
   Spoglądam to na kartkę, to na jej właściciela. Na ogół nie patrzę nawet na osobę, której się podpisuję. Tak jest, jak się robi takie rzeczy masowo. Tym razem jednak bez problemu rozpoznałam twarz mężczyzny. Nie sądzę, aby osoba, która nic dla kraju nie zrobiła (no… może i troszkę płyt sprzedało się w Kanadzie, Japonii… I w paru innych krajach) ma dawać autograf Panu Nawrockiemu. No jak? Poza tym co on tutaj robi? No bo chyba nie niańczy swojego zawodnika. Kurcze! Facet jest dorosły!
-Oczywiście. –uśmiecham się po chwili wyjmuję sama podobną kartkę i podaje ją trenerowi Skry. –A dla mnie autograf się znajdzie?
-Tak… Już. –mówi jakby… zakłopotany?
   Ej, ej, coś mi tu nie gra! On chyba nie słucha mojej muzyki? Poważnie? Myślałam, że może bardziej w kierunku bluesa serwowanego przez Dżem pokazuje się buntownictwo w wieku Pana Jacka. No nie żeby coś, ale jednak to trochę inne czasy niż moje wykonania rodem z Nightwish… Taa, nieporównywalne są głosy wokalistek tamtego zespołu z moim, ale w jakiś sposób można naszą muzykę przydzielić do tej samej kategorii.
   Postawił na kartce jakieś hieroglify, z których żadna nie przypomina jakiejkolwiek literki. Może poza „i”. W końcu nie mogłam wytrzymać. Musiałam zadać to pytanie!
-Co Pana sprowadza do Warszawy? –szybko wypuściłam z siebie to zdanie razem z wydychanym powietrzem. Musiało to dosyć dziwnie zabrzmieć, bo Nawrocki spojrzał na mnie rozbawiony.
-Myśli Pani, że przepuścił bym okazje do zobaczenia któregoś z moich podopiecznych w opałach?
-No w sumie… -zaśmiałam się. –Tylko ta pani mi tam nie pasowała.
-Dobrze Tasaniu…
-Marto. Raczej nie używam poza płytami, koncertami, wywiadami i innymi rzeczami związanymi z muzyką pseudonimu.
 …

-Przeszkadzam?
   Usłyszeliśmy za sobą, kiedy kłóciłam się z Nawrockim, bo chciał mnie przekonać do przejścia na bycie fanką Skry… Mhm, niedoczekanie! Jestem Jastrzębska.  Wybuchliśmy głośnym śmiechem. Kłos spojrzał na nas jak na dwójkę idiotów, a ja się jemu wcale nie dziwię. No, ale chyba na jego miejscu nie narażała bym się trenerowi.
-Dobrze Marto. –pan Jacek spoważniał… Postępy widzę, spoważniał! –Będziemy się już zbierać!
-Miło było poznać! –posłałam uśmiech numer: 19368925562389, po czym wsiadłam do auta.
   Musiałam jeszcze przesunąć siedzenie przed kierownicą do przodu, bo przez tych dwóch mężczyzn poczułam się strasznie mała… Kurcze! Z moim 180 wzdłuż nie powinnam przejmować się, że malutka jestem, no nie?
   Zapięłam pasy (a nie jednak nie, bo znowu zapomniałam), a potem włączyłam maltretowaną przeze mnie ostatnimi czasy płytę SOAD. W takiej właśnie atmosferze minęła mi droga do Jastrzębia.

      Na klatce schodowej czekała… (STOP!) Była moja sąsiadka Agata (bo przecież na mnie nie czekała, no skąd).  Uśmiechnęła się serdecznie i zaczęła mówić.
-Martuś, mogę mieć do ciebie maleńką prośbę? –uwielbiam tę kobietę! Od razu rozgryzłam, że coś chce, ale jest naprawdę fajna.
-Oho! Już się boję… -udałam przerażoną.
-Moja bratanica chcę ciebie poznać.
-Bratanica? –teraz byłam poważnie przerażona. –Kto puścił dziecku moje piosenki? –Agata ma dwadzieścia lat… Co dopiero tamta dziewczynka.
-Luzik! Mój brat jest ode mnie osiemnaście lat starszy, a Blanka ma siedemnaście.
-A to spoko! –kamień z serca. –Kiedy?
   Rzuciła mi się na szyję piskliwym głosem powtarzając „Dziękuję”, a ja mogłam tylko wywracać gałkami ocznymi, bo w końcu co fajnego jest w poznaniu takiej nudziary jak ja? No co?
-Ekhm –odchrząknęłam, kiedy brakowało mi powoli powietrza.
-Jakoś po dwudziestej dzisiaj byśmy wpadły.
-Spoko, a Blanka lubi… -nie jestem zaopatrzona! –Owoce? Nie mam słodyczy, a nie zdążę kupić, bo jeszcze mieszkanie muszę ogarnąć. –tak, śmiej się, śmiej!
-Przyniesiemy jakieś ciacho ze sobą!
-Mhm. Do zobaczenia.
   Pomachałam łapką wspinając się po schodach na piąte piętro. Bo przecież winda… Kurde, winda tutaj jest!
   Przed drzwiami mieszkania, które do tej pory było puste stały kartony i walizki. Spoko, nowi sąsiedzi, Przekręciłam w drzwiach klucz i wlazłam. Za plecami usłyszałam jeszcze ładny kobiecy głos.

1 komentarz:

  1. Fajnie się zapowiada. Jak tylko przeczytałam Karol Kłos, na mojej twarzy pojawił się mega banan :P blueberrysmile :)

    OdpowiedzUsuń