Zaczynamy mieszać? Nie wszystko może się układać, właściwie jak to może być u mnie - nic nie może się układać! To, że jestem ostro pierdolnięta pewnie już wiecie... Resovia wygrała, ja wygrałam sama ze sobą i powiem wam, że jest mi z tym super!
-----------------------------
MUZYKA -->Joan Jett - Bad Reputation
-----------------------------
Kwiecień. Tak na prawdę dopiero teraz za oknami można
dostrzec pierwsze oznaki wiosny. A w moim sercu? W moim sercu wiosna, budząca
się do życia, świeża, nowa, zupełnie inna niż wszystkie wiosny. W prawej ręce
trzymam kubek z herbatą i siedzę na parapecie w kuchni. Do moich uszu dochodzi
dźwięk strumieni wody. To pierwsza raz kiedy mamy możliwość spędzenia ze sobą
blisko tygodnia.
-O czym myślisz?
-spytał obejmując mnie w ramionach i całując w skroń.
Dopiero teraz mogę się przyznać, że na prawdę się zakochałam. To nie jest
kwestia braku czyjejś bliskości. Ja się zakochałam! Chyba pierwszy raz w życiu,
a może ja to po prostu postrzegam jako pierwszy raz?
-O.. Nas.
-spojrzałam w jego oczy.
-Kocham cię!
-wyszeptał. Pierwszy raz!
-Ja ciebie też.
Powoli podniosłam się ze swojego dotychczasowego miejsca. Nie byłam
przyzwyczajona do miłości, a dobry Bóg zesłał na mnie nagle Karola -
zdezorganizowanego faceta, który gubił się we wszystkim, albo po prostu udawał
przy mnie, że potrzebuje w niektórych rzeczach pomocy. Tak było w przypadku
gotowania. Kłos plątał się nieporadnie między garnkami i jestem pewna, że gdyby
nie ja to nawet makaron byłby w stanie nie do zjedzenia.
-Karolku, wiesz że
makaron należałoby od czasu do czasu przemieszać? -głośno westchnęłam. -Wiesz,
nie żeby sterczeć nad nim cały czas, ale...
-Co ja bym bez
ciebie zrobił? -zabrał się za magiczną czynność. Tak! Właśnie tak można w jego
przypadku nazwać zwykłe mieszanie makaronu.
Posłał mi jeszcze całusa w powietrzu po czym wrócił do
"gotowania". No a co ja mogę zrobić jak się chłopak upiera, że zrobi
dla mnie obiad? Mogę być tylko wdzięczna, że się stara. Najlepszym dowodem jest
chyba to, że robi rzeczy, których żaden inny facet nie robi. O! Na przykład
sprząta, ale chodzi mi o to, że jak jest tylko troszkę nie okay, a nie jak
burdel jak z Jastrzębia do Londynu.
Dzwonek do drzwi wybudza mnie z wszelkich rozmyślań. Leniwym krokiem
podchodzę do drzwi. Już z daleka krzyczę wiedząc kto jest za nimi. Dziś właśnie
ma się zjawić u mnie znany mechanik (czytaj: Bartosz Marciniak) i znany
siatkarz (czytaj: Michał Bąkiewicz, którego można z latarką szukać. Swoją drogą
ciekawe dlaczego Karol właśnie na latarkę wskazał? O rzesz ty! Że lampa?)
-Hej! Zapraszam do
środka! -mówię do przyjmującego.
-Wow! To się Kłosu
ustawił! -przygląda się mi i oboje wybuchamy głośnym śmiechem.
-Cholera! -biegnę
do kuchni.
-Karol!
-chichoczę. -Odstaw to na kuchenkę! Błagam! Nie podsmażaj cebuli bez niczego.
Odrobina margaryny, mały ogień, co jakiś czas przemieszać aż się zrobi na
szklisty kolor.
-Kochanie!
-przymila się do mnie.
-Widzę, idź do
kolegi, a ja spróbuje to uratować. -wybucham głośnym śmiechem widząc jego minę.
-Strasznie, bardzo
mocno cię kocham!
-I tak to za ciebie
zrobię, to czego się przymilasz? -mówię pod nosem.
-Co? -krzyczy. -O
co ci chodzi?
-Karol... Żartuje.
I tak
właśnie wybucha kłótnia numer jeden. Przez cały obiad z przyjaciółmi śmiejemy
się, zachowujemy się w miarę normalnie co jakiś czas mierząc się tylko
lodowatym spojrzeniem. Kiedy tylko nasi przyjaciele opuszczają ściany mojego
mieszkania środkowy wierci mi dziurę w brzuchu karcąc mnie za nieodpowiednią
reakcje na jego wyznanie.
-Boże! Uczepiłeś
się tak tego, że zażartowałam?
-Tak! Głupia
jesteś? Ja ci miłość wyznaje, a ty mi wyskakujesz jakbym cię jakoś wykorzystać
chciał czy coś! -krzyczy.
-Kłos nie będziesz
się do mnie takim tonem zwracał!
-Jak sobie
księżniczka życzy! To może jeszcze księżniczce łóżeczko przynieść, bo nie daj
Bóg się zmęczy!
-Do cholery o co
tobie chodzi?
-O gówno! Nie
jesteś pępkiem świata, żeby dookoła ciebie latać!
Wkurzam się i nie wiem, w którym momencie uderzam otwartą dłonią w jego
policzek. Do moich oczu napływają łzy w momencie, kiedy przyciąga mnie do
siebie za kark i przygląda się moim tęczówką opierając swoje czoło o moje.
-Nikt ci nie karze
tutaj być. -czuję, jak po policzkach spływają mi gorzkie krople.
Co on
sobie pomyślał? Nigdy nie uważałam się za wielką gwiazdę, albo coś w tym stylu,
a on mi nagle z takim tekstem wyjeżdża.
-Lepiej, żebyś
poszedł. -mówię odwracając twarz kiedy chce mnie pocałować. -Łatwiej byłoby
gdybyśmy się w ogóle nie spotkali.
-Marta... -ciężko
oddycha. -Ja nie chciałem. Nie myślałem....
-Idź stąd. Daj mi
czas. -opadam na kanapę.
Wiem,
że go kocham, ale nie wiem, co on do mnie czuje. Jest mi przykro, że tak
zareagował na zwykłe przekomarzanie się... Znaczy tylko z mojej strony, bo on
uważa, że się naśmiewam z jego uczucia do mnie! Idiota!
-Zadzwoń, proszę.
-opuszcza mieszkanie.
A co
ja robie? Nie umiem przez to przejść. Jest mi ciężko. Nie chcę kolejny raz
cierpieć. Łapię za butelkę i wypijam ją jak najszybciej się da. Czuję pulsującą
w moich skroniach wódkę. Następny jest szampan, dwie butelki wina i kilka piw.
Wiem,
że schodzę po schodach, ale za bardzo nie wiem w jakim celu. Potykam się o
własne nogi i śmieję się głośno przytulając stopy stojącego nade mną mężczyzny.
Swoją drogą nigdy nie spotkałam faceta w butach na obcasach. A! I jeszcze coś
tam była.... Jak to się nazywa? Wzięłam niewielką torebkę foliową do ręki i
wciągnęłam biały proszek nosem. Boże! Po co mi cukier? A, bo ja narkomanką
jestem! No nie tym razem niestety nie mam niczego pod ręką. Dupa mnie boli, bo
uderzam o kąt skrzynki na listy. Pieprzona wrzyna mi się w pośladek drąc moje
spodnie. Wkurzam się i kopię w jej stopkę. Cholerna! Wybiegam do sklepu po
zakupy, ale czy ja coś kupuje? Nie wiem. Film urywa mi się w tym momencie.
Jasne
promienie przywracają mnie do życia. Czuję dotyk czyjejś dłoni na mojej. Widzę
przed sobą jego twarz. Czy ja do cholery nie mogę mieć w snach pierdolniętego
konia Rafała i dumnie sobie dumać?
-Kotek,
przepraszam.
Unosi
mój podbródek ku górze. Ej, gdzie ja jestem? Co się tutaj wyrabia?
-Pacjentka jest
osłabiona. Wie pan, że dopiero za pół roku będzie mógł pan ją zobaczyć? Proszę
się pożegnać.
Za
pół roku? Cholera co się tutaj dzieje? Łzy napływają mi do oczu. Nie umiem ich
pohamować, znowu! Do kurwy nędzy, dlaczego ja znowu ryczę?! Miałam być silna!
-Będę czekał.
-mówił gładząc mnie po włosach.
-Na co? Karol, co
się tu dzieje?
-Ty nic nie
pamiętasz? -dziwi się. -Kotek. Upiłaś się. Nie wiem dlaczego, ale mówią, że
musisz znowu -podkreśla- trafić do ośrodka, oni ci pomogą. -mówi i z jego oczu
też wydostają się łzy. -Wtedy... Ja na prawdę nie chciałem cię zranić. Wiem, że
trochę czasu minęło, ale bałem się, że cię strace.
-Trochę czasu?
-dziwię się.
-Zapadłaś w śpiączkę
alkoholową... Było... Kochanie, tak się bałem, że ciebie stracę!
-Który dzisiaj?
-pytam przez łzy.
-Trzeci maja.
Ponad trzy tygodnie. Kochanie, oni nie pozwolą mi ciebie widzieć przez pół
roku.
-Wiesz, że
leczenie trwa dłużej?
-Marta,
przetrwamy.
-Pół roku bez
siebie? Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie przechodzę przez to pierwszy raz! Nie
będziesz mnie widział, nie będziesz słyszał, aż w końcu zapomnisz! -mówię
czując jak moje serce uderza o ziemię powodując ogromny huk.
-Jak to
przechodziłaś przez to? -ma spokojny głos.
-Mówiłeś, że
szukałeś o mnie informacji w internecie. Nie znalazłeś nic o tym, że ćpałam?
-Myślałem, że to
tylko plotki!
-Nie, Karol to
żadne plotki.
Wyszedł. Ja wierzyłam, że mogę z nim ułożyć sobie życie. Wiedziałam, że
kiedy się kogoś okłamuje to związek nie ma szansy na przetrwanie, ale byłam
pewna, że on o wszystkim wie. Dlaczego to mi się zawsze cały świat wali? Miało
być dobrze, ale zawsze coś musi chuj strzelić!
18.06
Psycholog mówi, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, ale przecież nic nie
zmierza w dobrym kierunku! Chciałabym się nie wybudzić z tej pieprzonej
śpiączki! Jedyne co tutaj mogę to wysyłać listy! Do tego zachęca mnie też ten
pierdolony psycholog. Ja nie chcę. Wolę umrzeć. Chciałabym wyjaśnić wszystko Kłosowi,
ale nie mam zamiaru mieszać w jego życiu. Być może już spotkał dziewczynę,
która jest "normalna". Za tydzień obchodzili byśmy cztery miesiące
razem. Kocham go i nawet lecząc się z nałogu nie umiem wyleczyć się z miłości.
25.08
Pół
roku. Tyle miałby nasz związek. Dokładnie dziś ryczę w poduszkę. Idę na zajęcia
indywidualne z psychologiem, ale potem zostaję przez niego wysłana na terapię
grupową. Mówi, że jestem na nią gotowa. Na nic nie jestem gotowa, oprócz
śmierci!
12.09
Odwiedziny. Można tak powiedzieć... Właściwie to tak forma terapii.
Pozwolą nam się z kimś spotkać. Mój zespół nie chce, żeby ktokolwiek kojarzył
ich z ośrodkiem, dlatego żadne z nich nie przyjdzie, Bartek nie może, Zbyszek i
Kubiaki pojechali razem do Warszawy i to ja nie pozwoliłam im do mnie
przyjechać, bo teraz tylko mogli odpocząć i ani mi się śniło im tego odbierać,
ale poprosili, żebym chociaż Aście pozwoliła wpaść. Karola nawet nie poinformowałam.
-Hej mała! -takimi
słowami przywitała mnie moja blondyna.
-Tęskniłam. -tym
razem nie płaczę. Wzrusza mnie, ale nie płaczę.
-My wszyscy
tęsknimy. Chłopacy błagają, żebym cię od nich wyściskała i nie mogą się
doczekać aż cię zobaczą.
-Mhm.
-Karol...
-Nie chcę o nim
rozmawiam... Tęsknie za nim, bo go kocham.
-On...
-Proszę! -mówię i
wiem, że tylko sekund brakuję, by moje oczy znowu się zaszkliły.
-On ciebie też
kocha.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwile, ale widzenie dwadzieścia minut, to nie jest
odpowiednie na nasze długie pogaduchy. Tak strasznie mi ich wszystkich brakuje!
12.11
Z
ośrodka odbiera mnie Zbyszek. Milczymy przez całą drogę. Jest mi przykro.
Widzę, że wszystko niszczę, ale chyba nie umiem inaczej. Jestem egoistką?
Zawsze liczą się moje uczucia? Znowu jestem w centrum?
-Zbyszek, ja
przepraszam!
-Nie rób więcej
nam takich rzeczy.
-Wiem.
-Kochamy cię,
kochamy! Dlaczego to zrobiłaś? Wiesz, że zawsze mogłaś do mnie przyjść!
-Zbyszek, ja nie
wiem dlaczego.
-Do cholery! Marta
nie rób nam tego nigdy więcej!
-Nie będę.
-Jedziesz do nas.
-Co? -przeraziłam
się. -Gdzie jadę?
-Do mnie i Aśki.
-Nie ufacie mi.
-stwierdziłam. -Nie ufacie.
-Dziwisz się?
Jesteś w trakcie leczenia, które potrwa jeszcze ponad rok. Proszę cię nie rób
afer!
-Dobrze... Mogłabym jeszcze spakować moje rzeczy?
-Asia wszystko spakowała?
-Jakim cudem?
-Może wiesz, jak zalałaś się w trupa to nie zakluczyłaś mieszkania? -powiedział z pretensją w głosie.
-Ja na prawdę tego żałuje.
-Bardzo dobrze! -fuknął.
08.12
-Mała idziesz dzisiaj ze mną na mesz.
-Co? Nigdzie nie idę. -odparłam spokojnie.
-Musisz w końcu wyjść do ludzi. Ten twój lekarz kazał cię gdzieś z domu wyciągnąć.
-I oczywiście nie mam nic do gadania...
-Gdybyś prędzej myślała, to mogłabyś robić co chcesz.
-Gdybyś prędzej myślała? Dlaczego wszyscy tylko mnie obwiniacie?! Mnie! Myślisz, że to tylko moja wina?! Tak, jestem słaba, ale to nie jest tak, że wypiłam, bo musiałam, bo było mi to potrzebne! Byłam wkurwiona i wzięłam tę cholerną butelkę! Potem były następne! Myślisz, że zaczęłam pić, bo mi paznokieć się złamał?
-Dosyć! Przepraszam. Choć.
Co z tego, że mecz odbywa się w Bełchatowie. Co z tego, że cała drużyna jedzie autokarem jak się należy. Ten idiota jedzie ze mną autem chcąc mieć mnie pod kontrolą. Ja i tak wiedziałam, że będzie dla mnie trudne oglądać po siedmiu miesiącach kogoś, kogo tak bardzo kocham, a ta miłość boli....
-Asia wszystko spakowała?
-Jakim cudem?
-Może wiesz, jak zalałaś się w trupa to nie zakluczyłaś mieszkania? -powiedział z pretensją w głosie.
-Ja na prawdę tego żałuje.
-Bardzo dobrze! -fuknął.
08.12
-Mała idziesz dzisiaj ze mną na mesz.
-Co? Nigdzie nie idę. -odparłam spokojnie.
-Musisz w końcu wyjść do ludzi. Ten twój lekarz kazał cię gdzieś z domu wyciągnąć.
-I oczywiście nie mam nic do gadania...
-Gdybyś prędzej myślała, to mogłabyś robić co chcesz.
-Gdybyś prędzej myślała? Dlaczego wszyscy tylko mnie obwiniacie?! Mnie! Myślisz, że to tylko moja wina?! Tak, jestem słaba, ale to nie jest tak, że wypiłam, bo musiałam, bo było mi to potrzebne! Byłam wkurwiona i wzięłam tę cholerną butelkę! Potem były następne! Myślisz, że zaczęłam pić, bo mi paznokieć się złamał?
-Dosyć! Przepraszam. Choć.
Co z tego, że mecz odbywa się w Bełchatowie. Co z tego, że cała drużyna jedzie autokarem jak się należy. Ten idiota jedzie ze mną autem chcąc mieć mnie pod kontrolą. Ja i tak wiedziałam, że będzie dla mnie trudne oglądać po siedmiu miesiącach kogoś, kogo tak bardzo kocham, a ta miłość boli....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz