niedziela, 21 kwietnia 2013

DR! Siódmy koncert!

 Zaczynamy mieszać? Nie wszystko może się układać, właściwie jak to może być u mnie - nic nie może się układać! To, że jestem ostro pierdolnięta pewnie już wiecie...  Resovia wygrała, ja wygrałam sama ze sobą i powiem wam, że jest mi z tym super!

-----------------------------
-----------------------------

   Kwiecień. Tak na prawdę dopiero teraz za oknami można dostrzec pierwsze oznaki wiosny. A w moim sercu? W moim sercu wiosna, budząca się do życia, świeża, nowa, zupełnie inna niż wszystkie wiosny. W prawej ręce trzymam kubek z herbatą i siedzę na parapecie w kuchni. Do moich uszu dochodzi dźwięk strumieni wody. To pierwsza raz kiedy mamy możliwość spędzenia ze sobą blisko tygodnia.
-O czym myślisz? -spytał obejmując mnie w ramionach i całując w skroń.
   Dopiero teraz mogę się przyznać, że na prawdę się zakochałam. To nie jest kwestia braku czyjejś bliskości. Ja się zakochałam! Chyba pierwszy raz w życiu, a może ja to po prostu postrzegam jako pierwszy raz?
-O.. Nas. -spojrzałam w jego oczy.
-Kocham cię! -wyszeptał. Pierwszy raz!
-Ja ciebie też.
   Powoli podniosłam się ze swojego dotychczasowego miejsca. Nie byłam przyzwyczajona do miłości, a dobry Bóg zesłał na mnie nagle Karola - zdezorganizowanego faceta, który gubił się we wszystkim, albo po prostu udawał przy mnie, że potrzebuje w niektórych rzeczach pomocy. Tak było w przypadku gotowania. Kłos plątał się nieporadnie między garnkami i jestem pewna, że gdyby nie ja to nawet makaron byłby w stanie nie do zjedzenia.
-Karolku, wiesz że makaron należałoby od czasu do czasu przemieszać? -głośno westchnęłam. -Wiesz, nie żeby sterczeć nad nim cały czas, ale...
-Co ja bym bez ciebie zrobił? -zabrał się za magiczną czynność. Tak! Właśnie tak można w jego przypadku nazwać zwykłe mieszanie makaronu.
   Posłał mi jeszcze całusa w powietrzu po czym wrócił do "gotowania". No a co ja mogę zrobić jak się chłopak upiera, że zrobi dla mnie obiad? Mogę być tylko wdzięczna, że się stara. Najlepszym dowodem jest chyba to, że robi rzeczy, których żaden inny facet nie robi. O! Na przykład sprząta, ale chodzi mi o to, że jak jest tylko troszkę nie okay, a nie jak burdel jak z Jastrzębia do Londynu.
   Dzwonek do drzwi wybudza mnie z wszelkich rozmyślań. Leniwym krokiem podchodzę do drzwi. Już z daleka krzyczę wiedząc kto jest za nimi. Dziś właśnie ma się zjawić u mnie znany mechanik (czytaj: Bartosz Marciniak) i znany siatkarz (czytaj: Michał Bąkiewicz, którego można z latarką szukać. Swoją drogą ciekawe dlaczego Karol właśnie na latarkę wskazał? O rzesz ty! Że lampa?)
-Hej! Zapraszam do środka! -mówię do przyjmującego.
-Wow! To się Kłosu ustawił! -przygląda się mi i oboje wybuchamy głośnym śmiechem.
-Cholera! -biegnę do kuchni.
-Karol! -chichoczę. -Odstaw to na kuchenkę! Błagam! Nie podsmażaj cebuli bez niczego. Odrobina margaryny, mały ogień, co jakiś czas przemieszać aż się zrobi na szklisty kolor.
-Kochanie! -przymila się do mnie.
-Widzę, idź do kolegi, a ja spróbuje to uratować. -wybucham głośnym śmiechem widząc jego minę.
-Strasznie, bardzo mocno cię kocham!
-I tak to za ciebie zrobię, to czego się przymilasz? -mówię pod nosem.
-Co? -krzyczy. -O co ci chodzi?
-Karol... Żartuje.
   I tak właśnie wybucha kłótnia numer jeden. Przez cały obiad z przyjaciółmi śmiejemy się, zachowujemy się w miarę normalnie co jakiś czas mierząc się tylko lodowatym spojrzeniem. Kiedy tylko nasi przyjaciele opuszczają ściany mojego mieszkania środkowy wierci mi dziurę w brzuchu karcąc mnie za nieodpowiednią reakcje na jego wyznanie.
-Boże! Uczepiłeś się tak tego, że zażartowałam?
-Tak! Głupia jesteś? Ja ci miłość wyznaje, a ty mi wyskakujesz jakbym cię jakoś wykorzystać chciał czy coś! -krzyczy.
-Kłos nie będziesz się do mnie takim tonem zwracał!
-Jak sobie księżniczka życzy! To może jeszcze księżniczce łóżeczko przynieść, bo nie daj Bóg się zmęczy!
-Do cholery o co tobie chodzi?
-O gówno! Nie jesteś pępkiem świata, żeby dookoła ciebie latać!
   Wkurzam się i nie wiem, w którym momencie uderzam otwartą dłonią w jego policzek. Do moich oczu napływają łzy w momencie, kiedy przyciąga mnie do siebie za kark i przygląda się moim tęczówką opierając swoje czoło o moje.
-Nikt ci nie karze tutaj być. -czuję, jak po policzkach spływają mi gorzkie krople.
   Co on sobie pomyślał? Nigdy nie uważałam się za wielką gwiazdę, albo coś w tym stylu, a on mi nagle z takim tekstem wyjeżdża.
-Lepiej, żebyś poszedł. -mówię odwracając twarz kiedy chce mnie pocałować. -Łatwiej byłoby gdybyśmy się w ogóle nie spotkali.
-Marta... -ciężko oddycha. -Ja nie chciałem. Nie myślałem....
-Idź stąd. Daj mi czas. -opadam na kanapę.
   Wiem, że go kocham, ale nie wiem, co on do mnie czuje. Jest mi przykro, że tak zareagował na zwykłe przekomarzanie się... Znaczy tylko z mojej strony, bo on uważa, że się naśmiewam z jego uczucia do mnie! Idiota!
-Zadzwoń, proszę. -opuszcza mieszkanie.

   A co ja robie? Nie umiem przez to przejść. Jest mi ciężko. Nie chcę kolejny raz cierpieć. Łapię za butelkę i wypijam ją jak najszybciej się da. Czuję pulsującą w moich skroniach wódkę. Następny jest szampan, dwie butelki wina i kilka piw.

   Wiem, że schodzę po schodach, ale za bardzo nie wiem w jakim celu. Potykam się o własne nogi i śmieję się głośno przytulając stopy stojącego nade mną mężczyzny. Swoją drogą nigdy nie spotkałam faceta w butach na obcasach. A! I jeszcze coś tam była.... Jak to się nazywa? Wzięłam niewielką torebkę foliową do ręki i wciągnęłam biały proszek nosem. Boże! Po co mi cukier? A, bo ja narkomanką jestem! No nie tym razem niestety nie mam niczego pod ręką. Dupa mnie boli, bo uderzam o kąt skrzynki na listy. Pieprzona wrzyna mi się w pośladek drąc moje spodnie. Wkurzam się i kopię w jej stopkę. Cholerna! Wybiegam do sklepu po zakupy, ale czy ja coś kupuje? Nie wiem. Film urywa mi się w tym momencie.




   Jasne promienie przywracają mnie do życia. Czuję dotyk czyjejś dłoni na mojej. Widzę przed sobą jego twarz. Czy ja do cholery nie mogę mieć w snach pierdolniętego konia Rafała i dumnie sobie dumać?
-Kotek, przepraszam.
   Unosi mój podbródek ku górze. Ej, gdzie ja jestem? Co się tutaj wyrabia?
-Pacjentka jest osłabiona. Wie pan, że dopiero za pół roku będzie mógł pan ją zobaczyć? Proszę się pożegnać.
    Za pół roku? Cholera co się tutaj dzieje? Łzy napływają mi do oczu. Nie umiem ich pohamować, znowu! Do kurwy nędzy, dlaczego ja znowu ryczę?! Miałam być silna!
-Będę czekał. -mówił gładząc mnie po włosach.
-Na co? Karol, co się tu dzieje?
-Ty nic nie pamiętasz? -dziwi się. -Kotek. Upiłaś się. Nie wiem dlaczego, ale mówią, że musisz znowu -podkreśla- trafić do ośrodka, oni ci pomogą. -mówi i z jego oczu też wydostają się łzy. -Wtedy... Ja na prawdę nie chciałem cię zranić. Wiem, że trochę czasu minęło, ale bałem się, że cię strace.
-Trochę czasu? -dziwię się.
-Zapadłaś w śpiączkę alkoholową... Było... Kochanie, tak się bałem, że ciebie stracę!
-Który dzisiaj? -pytam przez łzy.
-Trzeci maja. Ponad trzy tygodnie. Kochanie, oni nie pozwolą mi ciebie widzieć przez pół roku.
-Wiesz, że leczenie trwa dłużej?
-Marta, przetrwamy.
-Pół roku bez siebie? Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie przechodzę przez to pierwszy raz! Nie będziesz mnie widział, nie będziesz słyszał, aż w końcu zapomnisz! -mówię czując jak moje serce uderza o ziemię powodując ogromny huk.
-Jak to przechodziłaś przez to? -ma spokojny głos.
-Mówiłeś, że szukałeś o mnie informacji w internecie. Nie znalazłeś nic o tym, że ćpałam?
-Myślałem, że to tylko plotki!
-Nie, Karol to żadne plotki.
   Wyszedł. Ja wierzyłam, że mogę z nim ułożyć sobie życie. Wiedziałam, że kiedy się kogoś okłamuje to związek nie ma szansy na przetrwanie, ale byłam pewna, że on o wszystkim wie. Dlaczego to mi się zawsze cały świat wali? Miało być dobrze, ale zawsze coś musi chuj strzelić!



18.06
    Psycholog mówi, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, ale przecież nic nie zmierza w dobrym kierunku! Chciałabym się nie wybudzić z tej pieprzonej śpiączki! Jedyne co tutaj mogę to wysyłać listy! Do tego zachęca mnie też ten pierdolony psycholog. Ja nie chcę. Wolę umrzeć. Chciałabym wyjaśnić wszystko Kłosowi, ale nie mam zamiaru mieszać w jego życiu. Być może już spotkał dziewczynę, która jest "normalna". Za tydzień obchodzili byśmy cztery miesiące razem. Kocham go i nawet lecząc się z nałogu nie umiem wyleczyć się z miłości.




25.08
   Pół roku. Tyle miałby nasz związek. Dokładnie dziś ryczę w poduszkę. Idę na zajęcia indywidualne z psychologiem, ale potem zostaję przez niego wysłana na terapię grupową. Mówi, że jestem na nią gotowa. Na nic nie jestem gotowa, oprócz śmierci!


12.09
   Odwiedziny. Można tak powiedzieć... Właściwie to tak forma terapii. Pozwolą nam się z kimś spotkać. Mój zespół nie chce, żeby ktokolwiek kojarzył ich z ośrodkiem, dlatego żadne z nich nie przyjdzie, Bartek nie może, Zbyszek i Kubiaki pojechali razem do Warszawy i to ja nie pozwoliłam im do mnie przyjechać, bo teraz tylko mogli odpocząć i ani mi się śniło im tego odbierać, ale poprosili, żebym chociaż Aście pozwoliła wpaść. Karola nawet nie poinformowałam.
-Hej mała! -takimi słowami przywitała mnie moja blondyna.
-Tęskniłam. -tym razem nie płaczę. Wzrusza mnie, ale nie płaczę.
-My wszyscy tęsknimy. Chłopacy błagają, żebym cię od nich wyściskała i nie mogą się doczekać aż cię zobaczą.
-Mhm.
-Karol... 
-Nie chcę o nim rozmawiam... Tęsknie za nim, bo go kocham.
-On...
-Proszę! -mówię i wiem, że tylko sekund brakuję, by moje oczy znowu się zaszkliły.
-On ciebie też kocha.
   Rozmawiałyśmy jeszcze chwile, ale widzenie dwadzieścia minut, to nie jest odpowiednie na nasze długie pogaduchy. Tak strasznie mi ich wszystkich brakuje!


12.11
   Z ośrodka odbiera mnie Zbyszek. Milczymy przez całą drogę. Jest mi przykro. Widzę, że wszystko niszczę, ale chyba nie umiem inaczej. Jestem egoistką? Zawsze liczą się moje uczucia? Znowu jestem w centrum?
-Zbyszek, ja przepraszam!
-Nie rób więcej nam takich rzeczy.
-Wiem.
-Kochamy cię, kochamy! Dlaczego to zrobiłaś? Wiesz, że zawsze mogłaś do mnie przyjść!
-Zbyszek, ja nie wiem dlaczego.
-Do cholery! Marta nie rób nam tego nigdy więcej!
-Nie będę.
-Jedziesz do nas.
-Co? -przeraziłam się. -Gdzie jadę?
-Do mnie i Aśki.
-Nie ufacie mi. -stwierdziłam. -Nie ufacie.
-Dziwisz się? Jesteś w trakcie leczenia, które potrwa jeszcze ponad rok. Proszę cię nie rób afer!
-Dobrze... Mogłabym jeszcze spakować moje rzeczy?
-Asia wszystko spakowała?
-Jakim cudem?
-Może wiesz, jak zalałaś się w trupa to nie zakluczyłaś mieszkania? -powiedział z pretensją w głosie.
-Ja na prawdę tego żałuje.
-Bardzo dobrze! -fuknął.


08.12
-Mała idziesz dzisiaj ze mną na mesz.
-Co? Nigdzie nie idę. -odparłam spokojnie.
-Musisz w końcu wyjść do ludzi. Ten twój lekarz kazał cię gdzieś z domu wyciągnąć.
-I oczywiście nie mam nic do gadania...
-Gdybyś prędzej myślała, to mogłabyś robić co chcesz.
-Gdybyś prędzej myślała? Dlaczego wszyscy tylko mnie obwiniacie?! Mnie! Myślisz, że to tylko moja wina?! Tak, jestem słaba, ale to nie jest tak, że wypiłam, bo musiałam, bo było mi to potrzebne! Byłam wkurwiona i wzięłam tę cholerną butelkę! Potem były następne! Myślisz, że zaczęłam pić, bo mi paznokieć się złamał?
-Dosyć! Przepraszam. Choć.
   Co z tego, że mecz odbywa się w Bełchatowie. Co z tego, że cała drużyna jedzie autokarem jak się należy. Ten idiota jedzie ze mną autem chcąc mieć mnie pod kontrolą. Ja i tak wiedziałam, że będzie dla mnie trudne oglądać po siedmiu miesiącach kogoś, kogo tak bardzo kocham, a ta miłość boli....

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz