Tak, tak... Znowu ja. Doskonale sobie zdeję sprawę z tego, że przynudzam... Przepraszam! :( Wgl już nieraz mam ochotę rzucić to w cholerę!
------------------------------------
MUZYKA --> Guano Apes - Don't You Turn Your Back On Me
------------------------------------
-Jesteś!
-wita mnie Asia w sylwestrowe popołudnie. -Ignaczakowie już są.
-Ile
nas będzie? -pytam z przerażeniem w oczach.
-Nie
dużo. My, Monia z Miśkiem, Igła z żoną, Kłos z Gosią.
-Aha.
Bałam się, że czasem cała banda... Tłumy ludzi!
-Nie
no! Co ty! Iwona, Krzysiu -mówi do małżeństwa. -poznajcie Martę. A ty Tusia
poznaj Ignaczaków.
-Bardzo
mi miło!
-Nam
też!
-Marta!
-w progu zjawia się Zbysiu. -Tęskniłem za tobą! -mocno mnie przytula.
-Nie
zapędzaj się! -Aśka uderza go na żarty w ramię. -Wiesz, że ona za takim idiotą
nie tęskni!
-Ja
tam za wami zawsze tęsknie! -obejmuję parę. -Moi idioci kochani!
-Hahaha!
No widzisz kochanie? -śmieje się atakujący.
-Widzę,
widzę.
Dzwonek do drzwi. Batman biegnie na złamanie karku, a po chwili znajdują
się już pozostali goście. Czy imprezujemy? Właściwie to nie wiem. Najpierw
wygłupialiśmy się, potem piliśmy, graliśmy w grę no tą... Trzeba nogi i ręce na
odpowiednim kółku postawić i pierwsza odpadłam robiąc focha na Kłosa, który
mnie popchnął. Usiadłam na kanapie krzyżując ręce, ale reszta wybuchła śmiechem
i też nie wytrzymałam, a potem zaczęliśmy oglądać Sylwester w telewizji
popijając alkohole i tak mi się jakoś wieczór urwał... Przed północą. Tak,
wiem. Przypał.
-Będę
rzygała! -walę pięścią w zamknięte drzwi toalety.
-Już,
już! -wybiega z łazienki środkowy pospiesznie zamykając rozporek swoich
jeansów. -Wszystko okay? -pyta unosząc moje włosy do góry.
-Jak
najbardziej! -prycham.
-Przestań.
-Nie
mo... -nie zdążyłam nic powiedzieć wyrzucając wszystko z siebie.
-Nieźle
się zaprawiłaś.
-Ja?
-udaję zaskoczoną. -Przecież nie, wcale! Kto wlewał we mnie tyle wódki?
-Ja!
-uśmiecha się cwaniacko.
-I
ciągle się focham za oszukiwanie w grze!
-Czyli
tylko Gośka jest zadowolona z imprezy.
-A
ty nie?
-Upiłem
cię i jesteś na mnie zła... Reszta też w nienajlepszym stanie, a Gosia i ja
byliśmy w dobrym. Jednak ty mi nie wybaczysz. -robi minę niewiniątka. Szczerze
to nic z jego wypowiedzi nie zrozumiałam.
-Mogę
wziąć prysznic? -niech będzie zawiedziony. Trudno. -Wyjdź bo chcę się umyć!
-Nie
chcesz pomocy? -uśmiecha się cwaniacko.
-Kłos
idioto, twoja dziewczyna leży w pobliżu, a ty mnie namawiasz do złych rzeczy!
-Pff.
-o co mu chodzi? -Ja nie mam dziewczyny!
-Co
ty pieprzysz? Weź stąd wypierdalaj bo bzdury gadasz!
Trzasnęłam drzwiami lekko go za nie wypychając.
-Martusia!
Otwórz!
Wywracam oczami pozwalając kolejnemu strumieniowi wody spłynąć po moim
ciele. Środkowy nie daje za wygraną prosząc mnie o wpuszczenie do
pomieszczenia. Oczywiście wiedziałam, że jest to spowodowane tylko i wyłącznie
ilością spożytego alkoholu, ale on przecież nie pił - jasne, jasne!
Wyszłam z pomieszczenia pozostawiając wilgotne ślady na podłodze. W
kuchni od razu pochłonęłam małą butelkę wody. Po chwili poczułam czyjeś dłonie
spoczywające na moich biodrach. Gwałtownie się odwróciłam.
-Karol...
Idioto! -wyartykułowałam i spojrzałam w jego oczy. -Zabieraj te łapska!
-powiedziałam, kiedy objął moją twarz.
-Nie.
-Idź
do Gosi.
-Nie
ma jej. -wzruszył ramionami. -I nigdy więcej nie będzie.
-Ogarnij
się. -szepnęłam, kiedy brakowało mi oddechu.
-Martunia...
-Nie!
Karol! -powiedziałam nieco głośniej. -Zabierz ręce!
-Jak
sobie życzysz. -powiedział z obojętnością w głosie.
Cały dzień był jakiś taki dziwny. Ogólnie to wieczorem miałam się
zbierać. Jak tylko było to możliwe unikałam środkowego, a on jak na złość co
chwila na mnie wpadał. W końcu nie wytrzymałam i kiedy wszyscy poszli na spacer
stanęłam przed Kłosem.
-O
co ci chodzi?
-O
nic. -no tak. Jak mogłam się nie domyślić? Obojętność.
-Kłos
do cholery! Wkurwiasz mnie. -prychnął jakby... Rozbawiony?
-Wiesz
co... -zbliżył się do mnie. -Właściwie to o ciebie mi chodzi. -musnął kąt moich
ust.
Odepchnęłam go od siebie, a ten znowu prychnął, tylko że niezadowolony.
Wzięłam swoje rzeczy i opuściłam mieszkanie. Byłam wściekła! Kurde no! Znamy
się od października! Właśnie się styczeń zaczyna. Ja się nie zgadzam! Po drodze
napisałam jeszcze wiadomość do Michalskiej, że muszę już wracać do Jastrzębia.
Oczywiście w odpowiedzi dostałam smutną minkę, no ale ze Skrzatem nie mam
zamiaru przebywać tym bardziej na osobności.
Styczeń jest potwornie zimny! Ba! W grudniu nie było takich mrozów! Karol
dobijał się do mnie kilkanaście razy dziennie, raz nawet miałam nawet sto
dwanaście nieodebranych połączeń od siatkarza. Zaczynałam żałować, że miał mój
numer. Najgorsze było to, że ja go jemu nie podawałam. Musiał zdobyć od
któregoś z moich przyjaciół.
Dzisiaj pakuję się na tydzień we Włoszech. Nie mam pojęcia jaka jest tam
pogoda. Rozbawiona spoglądam na własną torbę. Wzięłam nawet zimową kurtkę.
Dobra, zaczynam od nowa.
Średnia piętnaście stopni na dzień. Nie no ja zwariuję czyli takie
letnie, ale trochę bardziej ciepłe. Pakuję się od początku.
-Jutro
wyjeżdżasz? -pyta Bartek w progu mojego domostwa. -Opijamy?
-Nie
głupku! Znaczy lecę, ale nie opijamy.
-No
tak! -mówi speszony. -Kocham cię Mała!
-No
ja ciebie też!
Zobaczyłam za plecami Agatę, która wkurzona wsiadła do windy. Bartek też
się odwrócił.
-Tej
co? -spytał rozbawiony.
-Chyba
wpadłeś jej w oko. Bogowie! Marciniak, co te baby w tobie widzą?
-Ja
tam nie wiem, czego ty we mnie nie dostrzegasz!
-Ja?
Jesteś najlepszym bratem na ziemi!
-Mała,
właściwie to chciałem się tylko z tobą pożegnać. Kiedy wracacie?
-Za
tydzień! -ukazałam rządek ząbków. -Będziesz tęsknił?
-No
jasne! Lecę. -i tyle go widziałam.
Zamknęłam drzwi, ale po chwili usłyszałam dzwonek. Odwróciłam się. W
progu zobaczyłam Kłosa.
-To
twój facet? -spytał na wejściu. W jego oczach dostrzegłam ogniki złości.
-Martuś... -położył dłoń na moim policzku. -Czy to twój chłopak?
-Nie.
-odpowiedziałam oschle. -Ani ten, ani żaden inny. Ani ty! -dodałam kiedy chciał
coś powiedzieć.
Przysunął się do mnie i delikatnie musnął moje wargi. Nie reagowałam, na
co bardziej stanowczo mnie pocałował, a ja głupia się zatopiłam w jego ustach.
-Kłos...
My... Proszę... Nie... -dukałam między pocałunkami, kiedy kierowaliśmy się w
stronę mojej sypialni. Odepchnęłam go od siebie. -Przestań!
-Tuśka!
-przytulił mnie lokując swój podbródek na mojej głowie. -Już przestaję.
-powiedział spokojnie. -Szleję za tobą maleńka. -wyszeptał gładząc mnie po
plecach.
-Mhm.
-tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
Szybko opuścił moje mieszkanie zostawiając mnie na środku korytarza z
bałaganem w głowie. Przypatrywałam się swojemu odbiciu w lustrze, które wisiało
obok drzwi i zastanawiałam się dlaczego odwzajemniałam ten gest. Potrzebuję
kogoś, czy może się zakochałam? Lekko oszołomiona sytuacją z przed kilku minut
zakluczyłam drzwi i wróciłam do pakowania.
-Ziemia!
-wrzasnęłam na całe lotnisko, kiedy znaleźliśmy się na nogach.
Chłopacy ryknęli śmiechem, a dziewczyny wywróciły oczami nie rozumiejąc
co po tych dwóch latach od naszego wielkiego sukcesu bawi ich w mojej panice co
do tego środka lokomocji.
-No
brawo geniuszu! -poczochrał mnie po włosach Raszu.
-Bardzo
śmieszne! -fuknęłam.
-Oj
tam, oj tam!
Fani - niesamowici! Atmosfera nie do opisania! Wylałam z siebie siódme
poty skacząc po scenie i drąc się. Tydzień w (pięknej) Italii uważam za
absolutnie udany!
No to pora wracać do kraju! Pełna pozytywnych emocji wsiadam na pokład
przeklętego samolotu. Podróż minęła na szczęście spokojnie. Z lotniska odebrała
mnie Monika. W moim mieszkaniu oczywiście rzuciłam się bez zastanowienia na
łóżko. Tylko tego trzeba mi było.
Obudziłam się dziwnie szczęśliwa i próbowałam sobie cokolwiek
przypomnieć, żeby wiedzieć skąd u mnie ten zaciesz. Mój sen...
Widzę moją dłoń splecioną z Twoimi palcami. Uśmiecham się, a Ty
spontanicznie przyciągasz mnie do siebie. Czuję się taka bezpieczna w Twoich
ramionach.
-Mamo!
-podbiega do mnie mały smyk o ciemnych loczkach. -Tatuś! -rzuca się w ramiona
mojego ukochanego, a ja chcę spojrzeć na twarz mężczyzny.
Budzę się.
Budzę się.
-Karol! -mówię kiedy odbiera połączenie. -Chyba musimy porozmawiać.
-Kiedy?
-pyta. Wiem, że unosi jedną brew ku górze. Bogowie! Czy ja się na prawdę
zakochałam?
-Jak
tylko możesz to wpadnij do mnie!
-Będę
wieczorem.
-Do
zobaczenia! -chcę się rozłączyć, jednak mam pewien niedosyt. Siatkarz zaczyna
się śmiać. -Co jest?
-Dlaczego
nie nacisnęłaś czerwonej słuchawki? -spytał rozbawiony.
-Myślałam,
że się pożegnasz. -kłamię.
-Ja
ciebie też! -to on naciska ten pieprzony klawisz.
Cały dzień krzątam się bez celu po mieszkaniu, wpadam do Kubiaków na
ploty, potem uzupełniam lodówkę. Strasznie boję się tego spotkania. Mam
mieszane uczucia, ale tak na prawdę chyba nie chcę zmian w moim życiu. Do
cholery! To i tak już za daleko zaszło.
-Hej!
-posyła mi swój firmowy uśmiech, po czym zamyka moje usta w namiętnym
pocałunku. Nie umiem się oderwać.
-Mieliśmy
porozmawiać. -mówię kiedy rozłączamy nasze wargi.
"Jesteś moim obłędem."
-Wiem.
Ale najpierw... -znów namiętnie mnie całuje.
"Topię się w tobie,
a ty toniesz we mnie."
-Karol!
-śmieję się i patrzę w jego oczy. -Musimy porozmawiać.
-Już,
już! -też zaczyna się śmiać.
Ej... On mi niszczy moją harmonię. Chyba się w nim na prawdę zakochałam.
Nie! Tasania się nie zakochuje! Tasania nie zna słowa miłość! Ale z drugiej
strony ja na prawdę się rozpływam przy nim. Siadamy w salonie.
-Marta,
ja wiem, że znamy się zaledwie trzy miesiące...
-Dwa
i pół! -przeszyłam go wzrokiem ze złością.
-Dwa
i pół. Zaraz początek lutego i będą trzy. -kontynuował. -Ale ja ciebie
uwielbiam.
-Karol..
-jęknęłam.
-Daj
mi skończyć. Proszę! -przytaknęłam tylko głową. -Od kiedy ciebie spotkałem
między mną i Gośką było coraz gorzej. Może to głupie, ale oglądałem twoje
wywiady, czytałem je i koncerty, zdjęć szukałem. W Sylwestra, kiedy wszyscy
byliśmy lekko wstawieni -spojrzał na mnie. -No w sumie ty już odleciałaś.
Małgosia -westchnął głęboko. -Powiedziała, że nigdy mnie nie kochała i że ma
kogoś.
-Przykro
mi. -powiedziałam dotykając palcami jego policzka, ale on wcale nie był smutny.
Czule pocałował mnie skroń.
-A
ja jej powiedziałem, że chyba się zakochałem... I że nigdy nie czułem do niej
tego co czuję do ciebie. -spojrzał w moje oczy. -Że jesteś jedyną osobą, w
którą mogę się gapić jak w obrazek.
Zapadła między nami cisza. Nie była wcale niezręczna. Powoli przesunął
dłonią po moich plecach, a mnie przeszył przyjemny dreszczyk. A tę chwilę szlak
trafił razem z dzwonkiem do drzwi!
-Mała
masz może jakiś śrubokręt? -zapytał Kubiak.
-Choć.
-pociągnęłam go za sobą i wyciągnęłam z szafki skrzynkę. -Bierz co chcesz.
-Potrzebuję
tylko tego! -zabrał coś tam. Nie znam się na tym. -Mogę rano przynieść?
-Możesz
w ogóle nie przynosić! -podniosłam lekko głos. -Sorki. Troszkę przeszkadzasz.
-jak na zawołanie obok znalazł się środkowy. Kubi spojrzał na nas
zdezorientowany.
-Spoko.
-zaśmiał się. -Miłej zabawy!
-Kubiak!
Rozmawiamy!
-Dobrze,
dobrze. Przykro mi, że przeszkodziłem.
-Idź
mi, bo jak ci zaraz...
-Już
idę no!
Zaczęliśmy śmiać się z Karolem jak idioci. Po chwili przysunął się tylko
muskając moje czoło.
-Mieszasz
mi w głowie. -uśmiechnęłam się do siebie, a potem przywarłam wargami do jego
ust. -Ale zaczyna mi się to podobać. -wyszeptałam.
-Mi
się ty podobasz. -puścił do mnie oczko cwaniacko się uśmiechają.
-Skończ.
-ukryłam twarz w dłoniach. -Błagam!
-Dlaczego
tak robisz?
-Bo
jeszcze wczoraj szłam w zaparte, że nigdy z nikim się nie będę spotykała.
-Nie
chciałem niszczyć twoich planów. -wzruszył ramionami, a ja się zaśmiałam.
-Mnie
tam się podoba. -uśmiechnęłam się buńczucznie.
-Tusia
-przerwał ciszę Karol -muszę jechać.
-Uważaj
na siebie!
-Będę!
Po chwili znowu połączyliśmy się w przepięknym geście miłości. Miłość -
to brzmi zbyt poważnie! Szalejemy za sobą. Ale czy to miłość?
-Do
zobaczenia.
Spojrzał na mnie jeszcze przed wyjściem. Nie panowałam nad swoim ciałem i
miałam ochotę na niego wskoczyć, ale tylko złożyłam usta w linijkę i zacisnęłam
powieki próbując się powstrzymać. Udało się!
"Ogniki w twoich oczach
Są dla mnie rażące.
Oddech mój przyspiesza,
Gdy twój wzrok jest na mnie."
Zwlekłam się leniwie z łóżka. Początek marca. Oficjalnie jeszcze nikomu
się nie przyznaliśmy, ale Michał co chwilę sypał docinkami, Zbyszek wiedział
ode mnie przez co wiedziała i Asia, a tak na prawdę Kubiaki tylko się domyślali.
Jak mi się żyło z Karolem? Powiedzmy, że dobrze. Przyzwyczailiśmy się, że
mało mamy czasu oboje. Dzisiaj jechałam na koncert do Poznania, a potem
Katowice. Tu pojawia się to co dobre! Skra gra z Częstochową właśnie w
Katowicach! I są dzień po moim koncercie, dlatego nie od razu wrócę do
Jastrzębia.
Mecz zwycięski dla Skrzatów. Zakończył się 3:1. Karol grał właściwie
tylko w dwóch ostatnich setach - trzecim (wszedł przy stanie 26:25 dla rywala)
i ostatni decydujący spędził cały na parkiecie. Dumna skierowałam się do hotelu.
-Co
robisz? -spytał kiedy odebrałam połączenie.
-Idę
pod prysznic!
-Wow!
Zaraz będę! -zaśmiałam się.
-Karolek!
To drugi koniec miasta.
-Jak
ja jestem przed budynkiem już!
-Wariat!
-śmiałam się. -Ja na prawdę się z tobą spotykam?
-No!
-Czekam.
Po kilku minutach siatkarz siedział już przytulając mnie do siebie na
hotelowym łóżku. Rozmawialiśmy. Chcieliśmy w końcu poznać swoich najbliższych
znajomych. On mojego Bartka, a ja jego Michała, bo jak to powiedział:
"Takiego przyjaciela z latarką szukać" - czyli nowoczesne
powiedzonko. Oczywiście nie obyło się bez przesłuchania na temat Marciniaka. Po
wszelkich zapewnieniach, że to dla mnie najlepszy brat środkowy rozpromienił
się.
Hejjj :))) Jako pierwsze chciałabym ci podziękować za miły komentarz u mnie :D I zaproszenie do ciebie. :D Nie żałuję że się tutaj znalazłam bo piszesz naprawdę świetnie!!! :3 Ciekawa fabuła i ogólnie twój styl pisania mi imponuje :D Czekam na kolejne rozdziały o których możesz mnie informować :))) Tymczasem zapraszam na mojego drugiego bloga :D http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że zostawisz po sobie jakiś znak :D
Pozdrawiam gorąco :D ;**