niedziela, 5 maja 2013

DR! Dziesiąty koncert!




-Albo nie. -mówię spokojnie.
   Odwracam się na drugi bok i spoglądam otępiale w ścianę. Po chwili łóżko obok mnie ugina się. Czuję dłoń siatkarza na moim biodrze. Delikatnie przyciąga mnie bliżej siebie.
-Jesteś niemożliwa. -śmieje się cicho.
-Kłosuu! -bełkocze. -Spadaj do swojej dziewczyny! 
-Nie.
-Nie? -unoszę brew do góry.
-A czy ona tu jest? -szepce mi do ucha.
-Aaaa! -kiwam głową. -I to cię upoważnia do zabawy z inną? -podnoszę lekko głos. -Spadaj! -wypycham go z łóżka prostując nogi.
-Nie. -kolejny raz jest bardzo stanowczy.
   Wzruszam ramionami przewracając się z boku na bok i tak cały czas - z boku na bok. W końcu Kłos nie wytrzymuje i łapie mnie w ramiona.
-Ty się zawsze tak wiercisz?
-Noo! Jak ci niewygodnie to żegnam.
-Martuś, chodź bliżej!
-Weź idź mi z oczu zejdź!!
   Niewzruszony przyciąga mnie jeszcze bliżej i czule całuje po karku. Nie zwracam na to uwagi. Troszkę powiększam jednak dystans pomiędzy nami, na co on znowu go zmniejsza.
-Daj mi chociaż spać! -czuje jak podwija moją koszulkę koszulkę do góry. -Co robisz? -pytam lekko przerażona.
-Oh Marta! Chcę się z tobą kochać -przysunął się jeszcze bliżej nie pozostawiając między nami żadnej odległości -Tu i teraz!
   Mój oddech przyspiesza. Czuję, jak ślina galopuje po mojej jamie ustnej. Na całym ciele mam gęsiom skórkę - raczej nie z zimne. Zapewne oblewam się rumieńcem. Nie wiem, czego tak na prawdę chcę. Nie wiem, czego on chce. Może oboje tak bardzo potrzebujemy siebie...
-A ja nie! -pozostaje niewzruszona kiedy całuje mnie po szyi. -Weźź odejdź.
-Martuśśś. Ale kiedy mi tak ciebie brakuje, że się opanować nie mogę!
-Z zajętymi nie sypiam! -mówię spokojnie.
-Uh! Tuśka! To tak tobie na złość było!
-I co? -unoszę ku górze brwi. -Myślisz, że coś dało? Szczęścia życzę!
-Marta!
-Jesteś beznadziejny... -mówię cicho.. -Nie! Stop! Ja jestem beznadziejna, ale to nie ma sensu!
   Fuknęłam i wstałam z łóżka. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym pijana ja nie wywinęła orła. W trybie natychmiastowym znalazł się przy mnie siatkarz i tak sobie mnie wziął na ręce i rzucił na łóżko...



   Budzi mnie irytujący dźwięk domofonu dobiegający z przedpokoju. Unoszę się. Pościel, którą jestem przykryta zsuwa się ze mnie. Mam na sobie tylko duży męski top należący do Bartmana. Przywołuje w myślach zdarzenia minionej nocy. Już wiem, co mogło się stać. Siadam na brzegu łóżka wpatrując się w ścianę. Towarzysz jest ciągle po czubek głowy nakryty pierzyną. Myślę co mam jemu powiedzieć... Przeprosić? On też był pijany.
   Delikatnie zadzieram kołdrę do góry, tak by obudzić Kłosa. Muszę z nim porozmawiać. Otwieram zmożone zmęczeniem powieki i...
-Michał?! -krzyczę.




3 komentarze:

  1. Michał? Skąd tam się wziął Michał ja się pytam. Co tam się w ogóle stało;O Buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy do mnie;) http://lotneszczescie.blogspot.com/ Buziaki;**

      Usuń
  2. Michał?:O to się porobiło...czekam szybko na wyjaśnienia bo teraz szczerze się zdziwiłam...tu Karol i jego podchody a tu taka niespodzianka;p

    pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział:)
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń